Zamiast „500 plus” lepsze sto tysięcy mieszkań?
Data publikacji: 13.04.2016, Data aktualizacji: 18.08.2022
Zamiast wsparcia dla najbogatszych rodzin można wybudować tysiące „M”
Zwolennicy programu „Rodzina 500 plus” argumentują, że Polska cechuje się niezbyt wysokim poziomem wydatków na politykę prorodzinną. Najnowsze dostępne dane OECD potwierdzają tę opinię. W 2011 r. wydatki na polską politykę prorodzinną stanowiły 3,10% wszystkich wydatków budżetowych. Średni wynik dla 24 porównywanych państw Europy to 5,33%. W 2011 r. znacznie więcej środków na politykę prorodzinną wydawali między innymi Słowacy (5,30% wydatków budżetowych), Estończycy (6,10%) i Węgrzy (6,70%).
Statystyki OECD wskazują, że Polska jeszcze bardziej odstawała od europejskiej średniej pod względem wydatków budżetu centralnego na budownictwo mieszkaniowe. W 2011 r. stanowiły one zaledwie 0,10% wszystkich wydatków budżetowych, podczas gdy średnia dla 24 analizowanych państw Europy była prawie osiem razy wyższa. Spore znaczenie miała też struktura wydatków mieszkaniowych w Polsce. Przez ostatnie lata, większość z nich została spożytkowana na dotacje do mieszkań własnościowych (programy: Rodzina na Swoim i Mieszkanie dla Młodych). Budowa lokali socjalnych i komunalnych pochłonęła niewielkie środki, pomimo zapotrzebowania na tanie „czynszówki”. W tym kontekście warto przypomnieć, że ogólnokrajowy deficyt mieszkań socjalnych i komunalnych wynosi przynajmniej 120 000 - 150 000 jednostek, a niektóre rodziny przez kilka lat czekają na przydział potrzebnych lokali.
Program „Rodzina 500 plus” niestety ma taki sam słaby punkt, jak Rodzina na Swoim i Mieszkanie dla Młodych. Te dwie mieszkaniowe inicjatywy, mimo swoich socjalnych założeń, premiują wiele stosunkowo zamożnych osób. W przypadku programu „500+”, spore wątpliwości wzbudza brak kryteriów dochodowych dotyczących większych gospodarstw domowych (przynajmniej z dwójką dzieci). Gdyby w 2016 r. rząd zdecydował się na przesunięcie środków z dopłat dla 10% najzamożniejszych rodzin, to zaoszczędzone fundusze pozwoliłyby na budowę 9000 nowych mieszkań komunalnych i socjalnych. Przy partycypacji samorządów wynoszącej 20% kosztów inwestycji, analogiczny wynik wzrósłby do 11 000 lokali. Ten ostrożny szacunek uwzględnia średnią powierzchnię „M” wynoszącą 50 mkw. i koszt budowy 1 mkw. na poziomie podawanym przez GUS (3925 zł).
Prócz większej podaży „czynszówek” potrzebne są również zmiany prawne
Gdyby okazało się, że rząd może wygospodarować duże środki na zapowiadaną budowę „czynszówek” dla średnio zarabiających Polaków i posiada odpowiedni zasób gruntów, to szybki wzrost podaży mieszkań na wynajem nie rozwiązałby kluczowego problemu. Instytucje wynajmujące państwowe lokale, prawdopodobnie miałyby takie same kłopoty z egzekucją czynszów i eksmisją lokatorów, jak prywatni wynajmujący. „Upłynnienie” polskiego rynku najmu jest wyzwaniem, z którym nie można sobie poradzić, dowolnie wydatkując publiczne środki. Skuteczna zmiana wymaga stopniowego ograniczania praw najemcy, połączonego z budową potrzebnych mieszkań socjalnych i zastępczych.
Obecnie mamy do czynienia z sytuacją, w której poszkodowany jest najemca, wynajmujący i samorząd. Właściciel lokalu ze względu na obowiązujące przepisy, nie może szybko eksmitować niewypłacalnego lokatora. Osoba niepłacąca czynszu dość często trafia na bruk albo do noclegowni dla bezdomnych, gdyż nie ma dla niej mieszkania zastępczego. Gmina musi natomiast zapłacić wynajmującemu odszkodowanie za tymczasowy brak możliwości eksmisji. W ten sposób tworzy się patologiczny system, którego nie można zmienić poprzez samą budowę państwowych lub prywatnych „czynszówek”.
Ekspert i analityk portalu RynekPierwotny.pl od 2012 roku.
Subskrybuj rynekpierwotny.pl w Google News
PODZIEL SIĘ:
KATEGORIE: