To nie jest kraj dla OZE, czyli elektrownie wiatrowe a podatek od nieruchomości
Data publikacji: 07.10.2016, Data aktualizacji: 14.06.2017
Średnia ocen 3/5 na podstawie 1 głosu
Ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych, która weszła w życie 15 lipca 2016 r., wzbudziła w ostatnich tygodniach wiele emocji. Zmieniła ona definicję elektrowni, która odtąd cała traktowana jest jako obiekt budowlany, w związku z czym kierujemy się tu Prawem budowlanym (wcześniej jako budowlę traktowaliśmy jedynie fundament i maszt, teraz również wiatrak z prądnicą). Nowe przepisy miały ułatwić nadzór techniczny nad urządzeniami, ale oznaczają jednocześnie znaczny wzrost opodatkowania farm wiatrowych podatkiem od nieruchomości.
Regulacje już w pierwotnym, proponowanym kształcie, spotkały się z krytyką sympatyków instalacji pozyskujących energię z OZE. Prognozowano, że podwyższony podatek będzie równy ok. 40 proc. przychodu z produkowanej energii, co podda w wątpliwość zasadność utrzymywania istniejących i budowania kolejnych elektrowni wiatrowych – stałoby się to nieopłacalne dla inwestorów. Ustawie szybko nadano więc niechlubne określenie „antywiatrakowej”.
Większe wpływy do budżetu?
W teorii wprowadzone regulacje mają zwiększyć wpływy gmin z budowanych na ich obszarach turbin oraz pozytywnie wpłynąć na bezpieczeństwo mieszkańców. Zabroniono m.in. budowania farm w mniejszej odległości od budynków mieszkalnych niż dziesięciokrotność ich wysokości wraz z wirnikiem i łopatami, czyli nie bliżej niż 1,5-2 km od zabudowań, co znacznie ogranicza obszary możliwych inwestycji. Ponadto inwestycje mają odtąd powstawać na podstawie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego.
Owszem, zmiany w przepisach miały doprowadzić do zwiększenia wpływów do budżetu z segmentu OZE, jednak bardzo prawdopodobne, że odniesą odwrotny skutek. Zwiększenie wpływów do budżetów gmin będzie raczej krótkotrwałe. Większe obciążenia związane z podatkami mogą oznaczać, że liczba planowanych inwestycji zmniejszy się, szacuje się ponadto, że dojdzie do bankructw istniejących instalacji oraz zmniejszenia produkcji energii odnawialnej.
Kto za to zapłaci?
Idźmy jednak dalej. Efekty zmiany w przepisach odczują nie tylko przedsiębiorcy inwestujący w OZE, ale i zwykli Kowalscy. Przypomnijmy postanowienia jednej z unijnych dyrektyw, według której do 2020 r. aż 15 proc. zużywanej energii ma pochodzić z odnawialnych źródeł energii. Okazuje się, że aż 50 proc. całości energii z OZE produkowanej w Polsce pochodzi właśnie z elektrowni wiatrowych. Obowiązek wytwarzania energii musiałyby zatem przejąć inne ekologiczne źródła, w obecnej sytuacji nie wydaje się to jednak realne. Z kolei jeśli nie wypełnimy obowiązku narzuconego przez Unię Europejską, będziemy musieli liczyć się z nałożeniem kary w wysokości do 20 mld zł rocznie. Zdaniem analityków rynku energetycznego będzie się to wiązało z podwyżką cen energii.
Jednocześnie nie możemy nie wspomnieć o znowelizowanej ustawie o odnawialnych źródłach energii, która zmodyfikowała system wspierania inwestycji. Wsparcie ma być kierowane głównie w stronę technologii współspalania, wskutek czego rząd ponownie nie zachęca do budowania instalacji bazujących na energii wiatru czy promieniowania słonecznego. Wypełnienie unijnego planu staje się zatem jeszcze mniej realne.
Jest nadzieja?
Miejmy jednak na uwadze, że eksperci doszukują się pewnych nieścisłości w interpretowaniu elektrowni wiatrowych jako budowle oraz rozpatrywanie ich pod kątem Prawa budowlanego. Wskazują na to, iż w tym przypadku za budowlę uznano turbiny oraz prądnicę, podczas gdy podobnego rodzaju instalacje w elektrowniach innego typu budowlą nie są – mogłoby to zatem naruszać zasadę sprawiedliwości podatkowej i nie powinno być uznawane za podstawę dla opodatkowania farm wiatrowych podatkiem od nieruchomości.
Godną rozważenia alternatywę mogą stanowić elektrownie wiatrowe budowane na… morzu, które pozwoliłyby wykorzystać potencjał polskiej części Bałtyku. Koszty tego typu instalacji wciąż spadają, są one ponadto stosunkowo niedrogie w eksploatacji. Warto przy tym zaznaczyć, że polskie firmy mają duże doświadczenie w produkcji tego rodzaju urządzeń – choć na potrzeby zagranicznych firm.
Dziennikarz - freelancer, piszący z domowego zacisza lub lokalnego coworkingowego centrum. Przypadkiem zainteresowałam się tematyką budowlaną, ekologiczną, aby następnie całkiem w nią wsiąknąć; wielkie uczucie organicznie przeszło na dziedzinę nieruchomości. Kiedy nie piszę, gotuję, kiedy nie gotuję, wykonuję fotografie tego, co ugotowałam. Abo czytam. Ten typ tak ma.
Subskrybuj rynekpierwotny.pl w Google News
PODZIEL SIĘ:
KATEGORIE: