Miasta widma w Polsce
Średnia ocen 4/5 na podstawie 422 głosów
Tzw. miasta widma to raj dla eksploratorów, fotografików, doskonały plener filmowy, a nawet miejsce organizacji nietypowych imprez. Wszystko to mamy w naszym własnym kraju – bez konieczności wyjeżdżania za granicę. Opuszczone dzielnice, budynki a nawet całe miasta w Polsce to zazwyczaj tereny powojskowe, gdzie kiedyś żyli oficerowie z rodzinami.
Dziś po dawnym gwarze pozostały puste, rozkradzione szkielety budynków i zarośnięte chodniki oraz ulice. Jeśli chcemy je poznać, warto się spieszyć, bo za kilka lat może nie być po nich śladu.
Z tego artykułu dowiesz się m.in.:
- jakie są najpopularniejsze miasta widma w Polsce
- co sprawiło, że opustoszały
- czy miasta widma znikną z polskiego krajobrazu
Komin w zachodniopomorskiem
Takie obrazki zastaniemy choćby w Kominie w województwie zachodniopomorskim. Przed 1992 roku było to miasteczko założone przy jednostce Armii Radzieckiej. Mieszkali tu żołnierze wraz z rodzinami. Miejscowość liczyła kilkanaście tysięcy mieszkańców. Po 1992 roku, czyli po wyjeździe wojsk radzieckich z Polski, nikt nowy się tu nie osiedlił Eksploratorzy odnajdą w Kominie m.in. opuszczone budynki mieszkalne, warsztaty, garaże, parkingi. Wszystko zarośnięte i nadgryzione zębem czasu. Wśród szkieletów budynków hula wiatr. Rozszabrowane bloki przyciągają zwierzęta, czasem bezdomnych i poszukiwaczy przygód, których fascynują takie opuszczone przestrzenie.
Pstrąże
Miano największego miasta – widma w naszym kraju nosi Pstrąże w województwie dolnośląskim, 20 km od Bolesławca. I tu – podobnie jak w wielu innych miejscowościach w tej części Polski, stacjonowały wojska radzieckie. Pikanterii sprawie nadaje fakt, że Pstrąże oficjalnie nie widniało na mapach. Rosjanie byli odgrodzeni od świata murem, a wszystko co znajdowało się wewnątrz, było ściśle tajne. Podobno wg jednej z tzw. legend miejskich, był czas, gdy w Pstrążu wojsko radzieckie przechowywało broń atomową. Czy to prawda? Nie wiadomo – w każdym razie – po wojskowym mieście zachowało się duże osiedle bloków mieszkaniowych – szkieletów, które noszą obiegową nazwę „Leningrad”.
Rosjanie tak bardzo dbali o zachowanie w tajemnicy tego, co się działo w Pstrążu, że nawet rozebrali prowadzący do miejscowości most na rzece Bóbr. Samo miasto dzieliło się na część mieszkalną i wojskową – z pełną infrastrukturą: hangarami, garażami dla ciężarówek itp. W części cywilnej było natomiast wszystko, by zapewnić „normalne” życie – a więc nie tylko bloki mieszkalne, ale także sklepy, szkoła, kino, teatr itp.
Po opuszczeniu Pstrąża szkielety budynków służyły polskim komandosom do ćwiczeń – m.in. jednostce GROM. Niestety wygląda na to, że czas miasta – widmo ostatecznie się skończył. W roku 2016 rozpoczęły się pierwsze rozbiórki tamtejszych bloków. Trwały one również w zeszłym roku. Lokalnego samorządu nie stać na utrzymanie tych obiektów, a one same stanowią zagrożenie dla ludzi. Po Pstrążu wkrótce zostanie tylko wspomnienie. Teren będzie wyrównany, oczyszczony i przeznaczony na nowe inwestycje.
Borne Sulinowo
Na Dolnym Śląsku pozostało jednak ciągle sporo takich miast – duchów po Rosjanach, którzy w czasach PRL wyjątkowo chętnie lokalizowali tu swoje siły. Tak było m.in. w słynnej „Małej Moskwie”, gdzie połowę części miasta zajmowało wojskowe „miasto w mieście”. Do dziś wrażenie robi potężny kompleks radzieckiego opuszczonego szpitala. Dawne sowieckie bazy i przyległe do nich wojskowe miasta to również m.in. Kęszyca Leśna w woj. lubuskim, czy też Borne Sulinowo w woj. zachodniopomorskim, które chyba jako jedyne doczekało się „nowego życia” po wyjeździe Armii Czerwonej.
Dziś żyje tam 5000 osób, a wiele dawnych budynków wojskowych pełni nowe, „cywilne” funkcje – m.in. Ratusz, który był wcześniej siedzibą dowództwa garnizonu. Nowych funkcji doczekała się również m.in. kantyna oficerska, oraz wille oficerów radzieckich i niemieckich. Borne – Sulinowo to jednak wyjątek od reguły. Dawne wojskowe miasta i jednostki kończą zazwyczaj w rozbiórce. Amatorzy eksploracji takich przestrzeni powinni się więc spieszyć. Liczy się bowiem każdy rok, a nawet każdy miesiąc.
Na mapie opuszczonych miast zachowały się nie tylko te wojskowe – najczęściej radzieckie (wcześniej często niemieckie). Wśród miejscowości – widm są także te, które „pamiętają” czasy Dwudziestolecia Międzywojennego.
Miedzianka
Miedzianka to miejscowość na Dolnym Śląsku, w powiecie jeleniogórskim. Przed wojną, gdy tereny te należały do Niemiec, funkcjonowało tu malownicze miasteczko górnicze – Kupferberg. Wydobywano rudy żelaza, srebro, miedź i kobalt. Później, gdy złoża się wyczerpały, miejscowość jako wysoko położona stała się popularnym kurortem turystycznym.
Kres przedwojennego dobrobytu przyniosła wojna i okres powojenny, kiedy to Kupferberg zmienił przynależność państwową i nazwę na Miedzianka. Rosjanie którzy stacjonowali w okolicy, zainteresowali się złożami uranu. Tak rozpoczęła się rabunkowa eksploatacja złóż, z których surowiec w całości był wysyłany do ZSRR. Sama Miedzianka w wyniku szkód górniczych dosłownie dom po domu zapadała się pod ziemię.
W 1967 roku podjęto decyzję o zniszczeniu tego malowniczego miasteczka. Resztę ludności Miedzianki wysiedlono. Gruzowano budynki, często zabytkowe. Z powierzchni ziemi zniknął rynek miejscowości. Pozostała po nim tylko kamienica dawnej gospody „Schwarzer Adler” z kabaretem. Zachował się także kościół św. Jana Chrzciciela z lat 1824–41. Dziś próbuje się nawiązywać do historii tego miejsca. Kilka lat temu w Miedziance otwarty został browar z częścią restauracyjną, na wzór tego który był tu przed wojną.
Otwock
Inne świadectwo przedwojnia znajdziemy w Otwocku. Dziś to mazowieckie miasto nie kojarzy się z turystyką. W dwudziestoleciu było inaczej. Leczono tu drogi oddechowe. Do Otwocka przyjeżdżali kuracjusze z całego kraju. Bywał tu sam Józef Piłsudski. Dziś po tamtych czasach zachowały się w tkance miejskiej opuszczone i zrujnowane sanatoria – niejednokrotnie pozostałości po okazałych budynkach – jak np. willa Tatrzanka, czy Leczniczy Zakład Termopatyczny działający w latach około 1880-1990. Niektóre noszą w sobie fantastyczne i mroczne legendy – choćby. tzw. Zofiówka, czyli Zakład dla Nerwowo i Psychicznie Chorych Żydów, założony przez Zofię Endelman w 1908 r. Był on przez pewien czas największym sanatorium w Otwocku, a później szpitalem dla psychicznie chorych. Z Zofiówką łączy się ponura historia – w czasie wojny Niemcy wymordowali wszystkich pacjentów. Do dziś krążą historie o tym, że w budynku nocą słychać zawodzenia i przerażające jęki.
Śladów dawnej świetności jest w Otwocku znacznie więcej, jednak - co ważne: obecnie wraca się do chlubnej historii. Coraz więcej budynków sanatoryjno – letniskowych w przedwojennym stylu nadświdrzańskim tzw. świdermajerów, jest wpisywanych do rejestru zabytków, coraz więcej jest odnawianych. Dzięki tym działaniom być może uda się tchnąć nowe życie w opuszczone budynki dawnego sanatoryjnego Otwocka.
Epilog
Podane powyżej przykłady nie wyczerpują z całą pewnością listy miast – duchów rozsianych po Polsce. Jak już powiedzieliśmy – fotograficy, filmowcy, eksploratorzy, amatorzy przygód powinni się spieszyć, jeśli chcą je obejrzeć, bowiem obszary te szybko znikają z powierzchni ziemi. Niestety najczęściej brak jest pomysłu na to, co zrobić z tymi świadectwami przeszłości.
Pewne jest natomiast, że miasta – widmo generalnie nie znikną z polskiego krajobrazu. W miejsce obecnych pojawią się „nowe”, te które dla nas są ciągle jeszcze żywe. Dla przyszłych pokoleń mogą być to ośrodki wymarłe. Niestety negatywne tendencje demograficzne, niska dzietność, emigracja, starzenie się społeczeństwa – wszystko to ma wpływ na powstawanie miast – widm.
Prym w niechlubnym rankingu wyludniania się wiedzie Łódź. Z danych GUS wynika, że w ciągu kilkunastu lat – od 2002 do 2016 roku miasto to straciło aż 86 tys. mieszkańców. Łódź to wielki ośrodek. Depopulację widać szczególnie mocno w mniejszych miastach. W „czołówce” jest m.in. Władysławowo, które odnotowało spadek o prawie 32 proc. – z 14,7 tys. do 10 tys. osób), Kazimierz Dolny, gdzie liczba ludności zmniejszyła się o 29 proc. – z 2,7 tys. do 2,6 tys., czy Pieszyce, w których zanotowano spadek populacji o niemal 24 proc. – z 8,6 tys. do 7,3 tys.
Marcin Moneta - dziennikarz z Wrocławia. Od wielu lat obserwuje i opisuje rynek nieruchomości. Główne zainteresowania to rynek najmu mieszkań oraz nieruchomości komercyjne.
Subskrybuj rynekpierwotny.pl w Google News
PODZIEL SIĘ:
KATEGORIE: